Przejdź do treści

Narzędzia
dostępności

X

Wieś tańczy i śpiewa, czyli karnawałowe szaleństwo na staropolską nutę

heading_title

Włoskie "carne vale", co na język polski możemy przetłumaczyć dosłownie jako "żegnaj mięso", uważa się za etymologicznego przodka naszego rodzimego karnawału. "Żegnaj mięso" gdyż po jego zakończeniu następuje czas postu, w którym należy powstrzymać się od jego spożywania. W Polsce okres ten obchodzimy pomiędzy świętem Trzech Króli, a Środą Popielcową i kojarzymy przede wszystkim z czasem spotkań towarzyskich, hucznych zabaw i ogólnej swawoli. Choć obecna sytuacja epidemiczna nie zachęca do świętowania w większym gronie znajomych, to nic nie stoi na przeszkodzie aby pofolgować obyczajom w gronie rodzinnym i przetańczyć sezon zimowy krokiem rodem z Rio de Janeiro. A może jeszcze lepiej - rodem z gorrrącej polskiej wsi!

Mięsopusty, zapusty, ostatki - "tańce, hulanka, swawola"

Jeśli myślicie, że to Wy jesteście mistrzami imprezowania, to właśnie nadszedł czas na małe sprostowanie. Zabawy spod strzechy biły nasze współczesne bale karnawałowe na głowę. Z pozoru dzikie, przebiegały jednak wedle ustalonych, znanych uczestnikom reguł, różniących się nieco w zależności od regionu kraju.

"Przepięknie każdy tam śpiewał, nie tam że tak beczał jak baran. (...) Bardzo wesoło było. Jak zbiorą się: dwie skrzypce postawią, gitary, basetla, to żeby to rozegrali to byś tu nie wysiedział, jako tak grają ładnie" - mówił w wywiadzie dla Polskiego Radia w 1984 roku, pochodzący z Wileńszczyzny Józef Iwanowski, jeden z ostatnich cymbalistów. Bez muzyki nie mogło być tańców, a to właśnie w tańcu można było znaleźć drugą połówkę (zapusty były znakomitym czasem swatania) lub zapewnić sobie wysokie plony (im wyższe podskoki tym wyżej miały wzrosnąć wysiane uprawy).

Nieodłącznym elementem okresu karnawałowego były maskarady. Na dworach szlacheckich przybierały one postać wytwornych bali maskowych, zaś po wsiach i opłotkach w tym czasie bez trudu można było natrafić na korowody przebierańców. Za postacią słomianego stracha podążała młodzież przebrana za najróżniejsze stworzenia: konia, bociana, niedźwiedzia, ale pojawiały się tam również diabły, nowożeńcy, Cyganie, Żydzi, kominiarze, a nawet śmierć. Na Kujawach takie pochody, organizowane po dziś dzień, nazywamy "chodzeniem z kozą", gdyż ona właśnie była ich główną bohaterką. Dlaczego? Bo, jak mówi staropolskie powiedzenie: "Gdzie koza chodzi, tam się żytko rodzi, gdzie jej tropy powstają kopy, gdzie zwróci rogi – wznoszą się stogi".

Przy biesiadnym stole

W skromnych przerwach pomiędzy skocznymi wygibasami koniecznym było odpowiednie (i zgodnie z tradycją zupełnie nieskromne) posilenie się przy biesiadnym stole. Nie tylko dla uzyskania energii do dalszych harców, ale przede wszystkim dla zapewnienia urodzaju na cały rok. Nic dziwnego gdy w niedalekiej perspektywie powiewało widmo 40 dni postu przed Wielkanocą. Większy zysk czynimy diabłu trzy dni rozpustnie mięsopustując, aniżeli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc" - takimi słowami podsumowuje okres karnawałowy szesnastowieczny kalwiński kaznodzieja Grzegorz z Żarnowca, zupełnie nieczuły na porywy serc i żołądków wiejskich biesiadników. A przecież taka żywność od rolnika lepsza nieraz od wymyślnych dań z dworskiego stołu.

I tak na zapustnym stole znaleźć można było przede wszystkim mięso (najczęściej trafiało ono na uboższe stoły właśnie w okresie karnawału), pieczone ryby (łososie, pstrągi i jesiotry). a także raki. Nawet kasza w czasie karnawału była suto okraszana roztopionym tłuszczem, boczkiem i słoniną. Wykorzystywano także zebrane jesienią i ususzone grzyby, którymi nadziewano np. pierogi i kulebiaki. Na dworskich stołach gościła dziczyzna, a bez względu na stan zamożności wszędzie pojawiały się trunki: wino, piwo i miód pitny, a w późniejszych czasach również wódka.

I tak bawiono się aż do północy z wtorku na Środę Popielcową. Od tego momentu rozpoczynał się Wielki Post. Muzyka cichła, garnki były szorowane z resztek tłuszczu, a na stole pojawiały się odtąd tylko postne potrawy: ziemniaki, kasze i żytni barszcz.

Przepis na karnawał

Ale póki co karnawał trwa, więc świętujmy! Jeszcze tylko przez kilka dni na Wiejskiej e-skrzynce można zakupić kacze tuszki prosto od rolnika. Zachęcamy do wypróbowania jednego (albo i dwóch :)) z dwóch poniższych przepisów. Oba pochodzą z książki „Kuchnia z rodowodem. Potrawy i produkty tradycyjne województwa kujawsko-pomorskiego” autorstwa Pani Grażyny Szelągowskiej z Muzeum Etnograficznego im. M. Znamierowskiej-Prufferowej w Toruniu.


Kaczka pieczona I

1 kaczka w całości, 8 jabłek kwaśnych, 2 łyżeczki majeranku, 2 łyżki masła, 4 łyżeczki borówek do mięsa

Kaczkę umyć, osuszyć i natrzeć z zewnątrz i od wewnątrz solą, pieprzem i majerankiem. Odstawić w chłodne miejsce na 1 godzinę. Jabłka umyć, pokroić w ćwiartki, usunąć gniazda nasienne, oprószyć majerankiem. Kaczkę napełnić jabłkami, zaszyć. Polać rozpuszczonym masłem, skropić wodą i wstawić do nagrzanego piekarnika, piec 1 godzinę, skrapiając wodą, a potem tworzącym się sosem. Podawać z borówkami do mięsa.

/ Lidia Andrearczyk, KGW w Rosochatce, Bory Tucholskie

Kaczka pieczona II

Tuszka kaczki (bez szyjki), 5 kurzych żołądków, 5 kurzych wątróbek, troszkę mielonego wieprzowego mięsa, jajko, bułka tarta, 2 łyżki dużych parzonych rodzynek, kilka kawałków kwaskowych jabłek

Podroby pokroić na drobne paseczki, wymieszać z mięsem mielonym, jajkiem, bułką, rodzynkami i jabłkami. Tuszkę nadziać masą, zaszyć lub spiąć. Piec 2 godziny.

/ Genowefa Kurzyńska, Chełmno, ziemia chełmińska

 

Zapraszamy do zakupów i życzymy udanego gotowania!


Wiejska e-skrzynka – od rolnika bez pośrednika